Lista aktualności
Między kornikiem a leśnikiem
W mediach lato zwykło określać się „sezonem ogórkowym". Mało ciekawych wydarzeń, godnych komentowania, wszędzie na około tylko koncerty, festiwale, urlopy, wakacje… Ale nie tym razem. To lato jest wyjątkowe, gdyż na fali popularności są…leśnicy.
Społeczeństwo jest wręcz bombardowane chwytliwymi artykułami i reportażami, a to o niszczeniu Puszczy Białowieskiej, a to o chciwych leśnikach, „leśnych biznesmenach", i tym podobnych. Staraliśmy się po prostu dystansować od całego tego zamieszania i wykonywać rzetelnie swoją pracę. Jednakże nawet na naszym „lokalnym podwórku" coraz częściej słyszymy głosy i opinie o naszej pracy, które niestety nie posiadają żadnego merytorycznego uzasadnienia, a jedynie są echem głosów, które mają zadanie szkodzić polskim lasom i szkalować zawód leśnika. Coraz więcej osób jest zdezorientowanych w całej tej sprawie, z jednej strony znając nas i naszą pracę, z drugiej strony jednak widząc wciąż w mediach pojawiające się chwytliwe hasełka osób, które w całej tej nagonce na Lasy Państwowe mogą mieć jakiś swój interes. Postanowiliśmy tutaj, na naszym pięknym Roztoczu, zająć się tą sprawą, i wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Przecież znacie nas, tomaszowskich leśników, spotykamy się codziennie z licznymi Waszymi dowodami zaufania, więc postaramy się dla Was (jak zwykle) o rzetelne wyjaśnienie.
Białowieski dramat
Całe zamieszanie spowodowało pewne malutkie żyjątko. Kornik drukarz. Maleńki, kilkumilimetrowy owad żerujący w łyku świerkowym. Zapytacie, jakim cudem taki mikroskopijny egzemplarz fauny może być śmiertelnie niebezpieczny? Jeden oczywiście że nie. Problemem jest, iż te maleństwa występują zazwyczaj w milionach egzemplarzy, zjadając łyko drzew. A czemu to łyko jest takie ważne? Ponieważ za pomocą łyka drzewo transportuje asymilaty, produkty przemiany fotosyntetycznej. Zatem porównanie łyka do krwiobiegu u człowieka będzie chyba właściwe. Więc właśnie ten krwiobieg jest dla tego małego szkodnika największym przysmakiem. Zapytacie, no dobrze, ale czy kornik drukarz jest nowym, obcym gatunkiem naszej przyrody? Oczywiście, że nie. Kornik drukarz w naszych lasach był, jest i będzie, jednakże z całym tym białowieskim zamieszaniem wiąże się jeszcze jedno pojęcie. Gradacja.
Tykająca bomba
W lesie jest miejsce dla każdego żyjątka. Dla sarny, dla wilka, dla motyli, dla żab, węży, jeży, dzięciołów… dla korników też, oczywiście. W ekosystemie leśnym takie korniki atakują drzewa słabe, chore, z jakiegoś względu mniej odporne na różne czynniki. Wyobraźcie sobie teraz, że następuje zbieg okoliczności, różnych, pozornie nie związanych ze sobą zdarzeń…. Aż populacja tego kornika wyrwie się spod kontroli. Ciepłe zimy, wiosenne i letnie susze ostatnich lat sprawiają, że coraz więcej świerków jest osłabionych. Korników jest dużo, z każdym kolejnym rokiem coraz więcej. Zaczyna żerować nie tylko na słabych drzewach, ale na WSZYSTKICH. Zaczynają atakować także zdrowe drzewa. To właśnie obserwowali przez ostatnie lata białowiescy leśnicy, ostrzegając, że mamy do czynienia z kornikową „tykającą bombą". Obserwowano powolny wzrost populacji kornika drukarza, jak wzbierającą falę przed zbliżającym się tsunami. Niestety, jedynym lekarstwem, jedyną próbą ograniczania populacji tego szkodnika jest usuwanie zarażonych drzew. Niestety, różne organizacje i stowarzyszenia wciąż walczyły o to, żeby w okolicach Puszczy ścinać jak najmniej drzew. Z uwagi na jej pierwotność, piękno i wyjątkowość, na jej faunę, flor i fakt, że według nich jest „ostatnią pierwotną puszczą Europy". Z tą „pierwotnością" białowieskich lasów sprawa jest do dziś bardzo dyskusyjna, ale owe grupy osiągnęły swój cel. Cięcia zostały ograniczone. Zegar na tej bombie tykał coraz szybciej.
Godzina zero, związane ręce
W końcu ostatni element wpasował się w tą „kornikową układankę". Eksplozja populacji kornika drukarza. Słowo powtarzane ze zgrozą w leśnym języku. Gradacja. Masowo zamierające świerkowe drzewostany. Drzewa umierające w przerażającym tempie. Hektary martwych lasów, jak gdyby były potraktowane przerażającym magicznym zaklęciem. „Ostatni dzwonek" dla świerka w białowieskich nadleśnictwach. Pora ratować co się da. Zahamować tą falę. Ruszać ze sprzętem w las, usuwać zarażone drzewa. Pojawiają się ekoaktywiści. Ze swoimi transparentami, głośnymi hasłami. Przykuwają się do maszyn leśnych. Za nimi kamery, dziennikarze szukający sensacji. Celebryci, którzy z lasami i polską przyrodą mają niewiele wspólnego, ze łzami w oczach opowiadają o martwych lasach. W mediach i telewizji pojawia się wizerunek chciwego leśnika, myślącego tylko o „forsie za drewno", ignoranta, którego interesują jedynie pieniądze.. Tak właśnie przedstawiani są nasi koledzy z północy. Jest nam bardzo przykro, szczególnie gdy pomyślimy o prostym leśniczym, który pół swojego życia poświęcił tym świerkom, a teraz zmuszony jest bezradnie patrzeć, jak to, co sadził, pielęgnował, umiera, a on nie może pomóc. Do tego nazywany jest chciwcem, materialistą. Właśnie tego zwykłego człowieka lasu jest nam najbardziej żal.
Nie wiadomo o co chodzi, czyli…
..chodzi o pieniądze. Tak mówi jedno polskie powiedzenie. No właśnie. Słyszeliśmy zarzut, że Lasy sprzedały całe to drewno za potężne pieniądze i teraz muszą je wyciąć. Krąży też wersja o „dziurze w budżecie", łatanej wycinką drzew Otóż, prawda jest całkiem inna, a jakże zaskakująca. Etat cięć, czyli planowana ilość drzew do wycięcia (w dużym skrócie), planowana i zakładana jest… dużo wcześniej! Owe etaty cięć ustalane są w operatach urządzeniowych na dziesięć lat z góry, i bardzo trudną sprawą jest ich zwiększenie, a na pewno nie dzieje się to przez czyjeś tak zwane „widzimisię". Gradacja może być takim powodem, czego mamy dowód teraz, ale obecna nagonka medialna praktycznie wyklucza każdy społeczny consensus w tej sprawie. A co z drewnem zasiedlonym przez korniki i wyciętym? Cóż, takie drewno nie przedstawia takiej samej wartości jak drewno zdrowe, wycięte w ramach normalnych zabiegów hodowlanych. Jego duża podaż drastycznie obniża ceny, a przecież po takim korniku trzeba jeszcze posprzątać. Posiać na szkółkach, posadzić w lesie, dbać, pielęgnować… Więc gdzie ta kasa, o której mówią ekoaktywiści? Raczej nie u nas. Gradacja to dla nadleśnictwa katastrofa. Przyrodnicza, ale też gospodarcza. Nadleśnictwa dotknięte gradacjami są wspomagane przez Fundusz Leśny, gdyż przez taką klęskę przez długi czas ich bilans finansowy jest ujemny. Więc nie ma mowy tu o „kokosach" zbijanych przez „leśną mafię", jak czasem możemy przeczytać w tytułach gazet. Nasze nadleśnictwo, oczywiście, też wspomaga Fundusz Leśny. Można więc powiedzieć, że pośrednio pomagamy białowieskim leśnikom. Wiedząc, że oni pomogą w taki sam sposób nam, gdyby zaszła potrzeba. A kuzyn kornika drukarza ostatnio pojawił się i w naszych lasach… Mamy nadzieję, że to co słyszymy, nie jest tykaniem zegara. Ale o tym w następnym artykule.